Alpy - klapa na małej wysokości, zapas - złamanie ręki przy przyziemieniu.
Tytuł |
Alpy - klapa na małej wysokości, zapas - złamanie ręki przy przyziemieniu |
Okoliczności wypadku: |
Data wypadku: 2006-06-10 Godzina wypadku |
Konsekwencje: |
Złamania - Ręki: Tak Nogi: Nie Kręgosłupa: Nie Miednicy: Nie Żeber: Nie Inne: Nie Konsekwencje prawne: Koszty leczenia: Tak OC: Nie |
Pilot |
Stopień wyszkolenia: IPPI 5 |
Dokładny opis |
Podczas lotu w pobliżu alpejskiej grani silna turbulencja złożyła mi skrzydło. Klapa boczna na ponad połowę skrzydła (na oko około 2/3, ale percepcja w takiej chwili nie jest stricte dokładna), pozostała cześć w spadochronowaniu. Próby wyprowadzenia nieskuteczne (kolejne podwinięcia, frontsztal, próby nurkowania, etc), po około 10sek walki i prób wyprowadzenia paralotni ze złożenia - zapas (wysokość nad skałami w chwili pierwszego złożenia - około 100-120m, więc czasu na próby nie było "mnóstwo"). Otworzenie zapasu budująco szybkie, opadanie stabilne przez czas około 10sek. Przyjęcie pozycji do lądowania awaryjnego (nogi razem lekko ugięte, wyjście z uprzęży, ręce przy tułowiu). Oczekiwane miejsce przyziemienia wynikający z przewidywania toru opadania - trawiasty środek żlebu z ścianami skalanymi po obu stronach. Niestety żlebem tym szedł termiczny podmuch, który na parę metrów przed przyziemieniem zassał zapas i pochylił układ spadochron-pilot. Z tego powodu ostateczne przyziemienie z wahadła z uderzeniem bokiem o jedną ze ścian skalnych żlebu. Wielokrotne i skomplikowane złamanie lewej ręki, która przyjęła pierwszy impet uderzenia (nie wysunąłem jej do podparcia - uderzyłem bocznie, a ręka była właśnie przytulona do tego boku). Helikopter, operacja, gips, etc. |
Skrzydło |
Producent/Model: Dudek Max 27A |
Uprząż |
Model: Dimensions Volo(?) |
Zapas |
Mocowanie: frontkontener Rzucony zapas: Tak |
Sugerowane wyjaśnienie |
Nie mam żadnych zastrzeżeń co do podejmowanych przeze mnie w trakcie całej akcji decyzji. Prócz może oczywiście, iż nie powinno mnie tam być w tamtej chwili :) - koledzy latający w okolicy tego dnia twierdzili, iż było dość turbulentnie. Moim zdaniem turbulencje nie przekraczały typowego wiosennego "walenia" termicznego w wysokich aplach. Złożenie złożeniem, zapas po to się wozi, by go w takich newralgicznych chwilach użyć. Wypadek w zasadzie wynikł z pechowego wahadła tuż przed przyziemieniem - bez niego prawdopodobnie obeszło by się na chwili strachu. |