REKLAMA
 

 - Ważne jest mentalne kontynuowanie latania, przebywanie w środowisku paralotniarzy, rozmowy z pilotami - o projekcie w trudnych warunkach
i wypadku opowiada Jacek Matuszek

 Data publikacji : 05.10.2019

Dobry sportowiec powinien szukać wszędzie motywacji, wstawać rano i dawać z siebie wszystko. Musi też wiedzieć, jak radzić sobie ze stresem podczas samotnych wypraw z paralotnią. Ważne jest też czerpanie satysfakcji, samozadowolenia i nie zaprzestanie spełniania dalszych marzeń.

Poznajcie historię 34-letniego paralotniarza, Alpinisty, Vicemistrza Polski w Boulderingu 2007 - Jacka Matuszka. Jest on pomysłodawcą polskiego zespołu wspinaczkowego Alpine Wall Tour. Za zespołowe przejście Brento Centro 8b 900m - nominowany do Kolosów 2015 i nagrody Travelerów National Geographic. W zespole Alpine Wall Tour skompletował Alpejską Trylogię i dokonał 1-ego powtórzenia drogi Hiszpańskiej 8b+/c 550m, 3-ciego powtórzenia drogi Project Fear 8c, 550m. oraz 1-ego polskiego przejścia Bellavista 8b+, 550m. W 2018 w zespole z Łukaszem wytyczył nową drogę Premiere 7b, 450m,R w Dolomitach. Laureat nagrody im. Andrzeja Zawady, za pomysł wspinaczkowo-paralotniowego trawersu Dolomitów. Jacek jest współautorem i producentem filmu “Alpine Wall Tour”.

Podczas ostatniej samotnej wyprawy Climb&Fly w Dolomitach uległ wypadkowi na mini paralotni.

Agnieszka Chmielewska : Na czym polegał projekt Climb&Fly in the Dolomites 2019”, którego nie mogłeś dokończyć w tym sezonie  ?

Jacek Matuszek : To projekt samotnego trawersu Dolomitów z północy na południe od miejscowości Toblach do Bassano del Grappa. Na drodze trawersu zamierzałem wspiąć się na 6 szczytów drogami wspinaczkowymi i spróbować zlecieć z ich wierzchołka lecąc w kierunku kolejnego. Pozostały dystans zamierzałem pokonać pieszo. Podczas projektu cały potrzebny sprzęt niosłem ze sobą w plecaku, całość ważyła około 30 kg. Podczas projektu miałem supportera, który donosił mi wodę i jedzenie tam, gdzie to było możliwe, oraz pomagał w nawigacji w powietrzu i w górach. Ideę projektu dobrze tłumaczy ten film :     KLIKNIJ TUTAJ

oraz zdjęcia poniżej

A Ch : Co Cię skłoniło do podjęcia decyzji uczestniczenia w takiej ekspedycji ?

J M : Chciałem osiągnąć coś wyjątkowego nie tylko w skali kraju ale i świata. Były podobne projekty, ale nie na taką skalę. To przepiękne uczucie móc realizować marzenia wiedząc, że jest się jednym z niewielu, którzy mogą to zrobić.

A Ch : Jak na ten pomysł zareagowali Twoi bliscy ? Jak udało Ci się ich przekonać ?

J M : Znajomi dali mi pełne wsparcie. Pomagali w wielu sprawach związanymi z przygotowaniami do projektu. Miałem ich pełną akceptację. Ostrzegali mnie, że projekt jest wymagający, ale każdy z projektów, które do tej pory realizowałem był równie trudny i wymagał ogromnego poświęcenia. Rodzina także mnie wspierała. Czułem że idę w dobrym kierunku spełniając przy okazji swoje marzenia. Jedynie budżet się nie zgadzał – ale to chyba u wszystkich…

A Ch : Czy uprawiasz też inne sporty ? Jak długo trwał trening przed akcją w Dolomitach ? Czy masz na swoim koncie podobne wyczyny ?

J M : Przygotowania do projektu trwały rok. Zdawałem sobie sprawę, że w części paralotniowej moje doświadczenie jest najmniejsze, dlatego poświęciłem temu dużo czasu i pieniędzy. Wspinam się od 17 lat. Moje doświadczenie na tym polu jest dość duże. Świadczą o tym moje wspinaczki, które są wymagające i unikalne. Jeśli chodzi o paralotniarstwo miałem dużo szczęścia. \Mogłem szkolić się pod okiem kilku doświadczonych pilotów. Wiedziałem, że podczas projektu krytycznym elementem będzie start na paralotni w trudnych technicznie miejscach, gdzie nie będzie np. możliwości ruszyć się z miejsca. Wyrobiłem sobie rutynę, pierwszy dzień poświęcałem na wspinanie drugi na ground handling i latanie. I tak przez prawie rok.

Inne sportu które uprawiam poza wspinaczką i lataniem to: pływanie, joga, siłownia, snowboard, skitouring, żeglarstwo.

A Ch : Jak zaplanować taki wypad ?

J M : Mieć marzenie. Sprawdzić dostępne zasoby i umiejętności. Przekalkulować czy jest to możliwe, bezpieczne. Rozpatrzeć wiele wariantów. Skonfrontować z dostępną wiedzą i doświadczeniem innych wspinaczy, pilotów i zacząć się przygotowywać. :D

A Ch : Co trzeba mieć ze sobą, żeby przetrwać na szlaku ?

J M : Woda to postawa. Odwodnienie jest bardzo groźne i ma ogromny wpływ na naszą sprawność fizyczną i psychiczną. Kalkulacja ile wziąć wody na dany odcinek jest kluczowa.

Sprzęt do biwakowania, sprzęt wspinaczkowy + sprzęt skonfigurowany pod wspinaczkę solową z liną, paralotnię, uprząż dopasowaną do projektu i zapas paralotniowy.

A Ch : Jaki sprzęt do latana zabrałeś na wyprawę w Dolomitach ?

J M : Ultralekkie skrzydło Masala 3 (Skywalk) 3,5kg , 23m2 – z dopuszczalną masą startową 105kg, rozszerzoną do 120kg,

Uprząż Kortle Design , Kruyer 2 + airbag reversiblebackpack – którego ramiona oryginalnie zbudowane z dynemy dostosowałem do latania z obciążeniem +30kg doszywając pod okiem doświadczonego pilota wkładki piankowe, żeby dynema nie wbijała się w ramiona, ale nie wpływając na oryginalną budowę uprzęży.

Zapas paralotniowy Kortel design do 120kg.

A Ch : Skąd czerpałeś informacje o pogodzie ?

J M : Pogodę dla pilotów sprawdzałem na austrocontrol.at – płatny dostęp. Bluemeteo, oraz Dolomiti Meteo.

Dolomity są tak zmienne, że najistotniejsze było dostosowanie się do lokalnej pogody występującej w danej chwili. Prawie nie możliwe jest przewidzenie pogody dla danego dnia i godziny w danej dolinie, czy na szczycie.

A Ch : Jak wybierasz miejsce do startu ?

J M : W górskim terenie wymaga to wielkiej kreatywności. Rodzaj podłoża jest istotny, szukam drobnych kamieni, z których linki mogą samoczynnie się odhaczyć podczas startu. Możliwie największej powierzchni rozbiegu i miejsca dookoła, żeby mieć margines bezpieczeństwa w każdym kierunku. Szukam miejsc z odpowiednim kierunkiem wiatru.

A Ch : Czy możesz opisać przebieg wypadku ? Jak doszło do zdarzrenia ? Czy doznałeś uszkodzeń ciała ?

J M : To był drugi lot tego dnia. Wcześniej zleciałem z 3000 m n.p.m. z okolicy Punta Sorapis 3205 m n.p.m. – wylądowałem w pobliżu Bivaco Slapater na 2600 m n.p.m. Przepakowałem sprzęt i ruszyłem w kierunku skalnej przełączy niedaleko biwaku. Zacznę od refleksji. Przeczucie, wewnętrzny zmysł podpowiadał mi, że start w tym miejscu to nie najlepszy pomysł. We wspinaniu nie raz słyszałem ten wewnętrzny głos i ignorując go mogłem wspiąć się wyżej i pokonać samego siebie. Wspiąć się ponad to co mnie ogranicza, skoncentrować i wejść na wyższy poziom umiejętności. Świadome ignorowanie tego wewnętrznego głosu doprowadziło do kaskady błędów. Rozbieg był stanowczo za krótki. Wiedziałem o tym, byłem świadom. Wiatr był za słaby do startu alpejką. Byłem tego świadom. Mimo to zdecydowałem się na start klasykiem czekając na właściwy podmuch.

Pamiętam, że skrzydło nie wstało w pełni nad moją głowę, było w 75% drogi kiedy skończył się rozbieg. Przechyliło mnie, głową w dół, nogi zaczepiły o linki A. Nie widziałem linii horyzontu, niebo nade mną było pokryte białymi chmurami. Nie widziałem gdzie lecę. Odplątałem nogi, wróciłem do pionu, zauważyłem, że paralotnia leci w prawą stronę na ścianę. Skręciłem mocno w lewo, ale odległość pomiędzy mną a ścianą była niewystarczająca żeby się zmieścić. Uderzyłem nogą o skałę. Złamałem podstawę dalszą piszczeli. Zacząłem spadać głową w dół przy ścianie. Złapałem za klamkę zapasu w celu odrzucenia jej za siebie od ściany. W tym momencie zatrzymałem się, zawisając na paralotni. Zacząłem wspinać się na jednej nodze po skale w kierunku rysy po mojej lewej stronie. Wtedy zdałem sobie sprawę, że mogłem zginąć, ale jeszcze tu jestem, więc dalej walczę o przetrwanie. Wyciągnąłem sprzęt wspinaczkowy. Zbudowałem stanowisko, stojąc na jednej nodze i trzymając się skały drugą. Użyłem 2 friendów i wbiłem jeden hak. Uprząż wspinaczkową z lążą i karabinkami miałem na sobie. Wpiłem się do stanowiska i skontaktowałem się przez radio z moim supporterem. Miałem ze sobą nadajnik satelitarny SPOT. Supporter podał moje współrzędne ratownikom. Czekałem na pomoc. Gdyby nie złamana noga, wspiąłbym się do góry o własnych siłach i zszedł na dół szlakiem, gdyż teren skalny w którym się zatrzymałem był łatwy – około 5b.

Prawdopodobną przyczyną było przeważenie mnie przez ciężki plecak w momencie, kiedy znalazłem się za krawędzią rozbiegu a paralotnia jeszcze nie była nad moją głową, równocześnie mogło dojść od przeciągnięcia paralotni ze wzglądu na kąt w jakim się znajdowała oraz jej prędkość - zaczęła lecieć do tyłu.

               

 A Ch : Jak radzisz sobie w sytuacjach kryzysowych ?

J M : Zimna krew. Trzeźwe myślenie. Wzmożona koncentracja. Spięcie. Szukanie rozwiązań. Na rozluźnienie jest czas dopiero w bazie – nie raz to czułem podczas wspinaczki, kiedy moim partnerom zaczyna brakować sił, ja włączam drugi bieg i wyłączam go dopiero kiedy dotarłem do bazy. Czuję, że na drugim biegu mam duży zapas.

 

 A Ch : Jak długo czekałeś na pomoc ?

J M : Czekałem na pomoc około 30 min.

A Ch : Jak długo trwało leczenie i powrót do pełnych sił psychofizycznych ?

J M : Leczenie jeszcze trawa. Jestem 3 tygodnie po wypadku, 2,5 tygodnia po operacji. W trakcie i po wypadku ból nogi określiłbym na 3/10. Po operacji pierwsze 24H mimo środków przeciwbólowych określiłbym 8,5/10.

Od czasu wypadku do operacji czułem niesamowitą wewnętrzną presję, żeby wykonać kolejny krok, czyli znaleźć szpital i chirurga który zoperuje nogę możliwie szybko i dobrze. Sprawna noga to moje narzędzie pracy. W tym czasie czułem ogromne wsparcie ze strony rodziny, znajomych i obcych ludzi.

Kość piszczeli została zespolona 2 śrubami. Cztery dni po operacji rozpocząłem rehabilitację, która przynosi bardzo dobre efekty. Szybko zaadaptowałem się do nowych warunków – poruszanie się na wózku. Jestem sprawny fizycznie, ale nie jestem w stanie sobie wyobrazić z jakimi trudnościami muszą zmierzyć się osoby, które nie są sprawne fizycznie i musza poruszać się o kulach lub na wózku. Obecnie wróciłem już do wspinania - 6c+ na wędkę wspinając się tylko na jednej nodze. Wróciłem do części rutyny wspinaczkowej. Niektóre ćwiczenia muszą jeszcze poczekać. Poruszanie się o kulach jest dość wymagające, ale obecnie jest to element mojego treningu i rehabilitacji, trenuję w ten sposób zaniedbane wcześniej barki i brzuch.

A Ch : Spójrz na siebie z perspektywy czasu i powiedz co takiego dało Ci te przykre doświadczenie, jeśli chodzi o podejście do kolejnych wypraw z paralotnią ?

J. M : Nauczyło pokory. Pokazało mi, że czym innym są umiejętności, a czym innym wiedza. I jeśli połączymy te dwie rzeczy jesteśmy w stanie zbudować instynkt. Świadome lekceważenie mojego instynktu było pierwszą złą decyzją – potem była już tylko kaskada.

Pokazało mi, że paralotniarstwo jest dużo bardziej niebezpiecznie niż się wszystkim wydaje, ponieważ kaskada zdarzeń jest niesamowicie szybka i może nie być czasu, żeby mieć możliwość „wyprowadzić” sytuację.

Eksperci mogą mówić, że posiadam za mało doświadczenia. Trudno się nie zgodzić z tym twierdzeniem. Ale też nie jest niemożliwe ukończenie projektu jak ten, trzymając się kilku prostych zasad, które świadomie złamałem podejmując niepotrzebne ryzyko.

Trzeba pamiętać również, że nie było nigdy takiego projektu w takiej skali, więc ilość wiedzy na ten temat jest ograniczona. Są pojedyncze osoby na świecie które posiadają wiedzę z zakresu projektu z którym się zmierzyłem. Z niektórymi z nich się konsultowałem.

Latanie jest pięknym sportem. Projekt jest zawieszony. Z pewnością do niego wrócę, ale dopiero za 2-3 lata. Teraz czas na zbieranie kolejnych paralotniowych doświadczeń.

A Ch : Z jakimi przeszkodami musi zmierzyć się mężczyzna podczas samotnej turystyki paralotniowej ?

J M : Z samotnością – czyli inaczej obecnością samego siebie - to piękne i wymagające doświadczenie możliwe jedynie podczas samotnej wspinaczki lub latania.

To doświadczanie samego siebie, w górskim otoczeniu jest darem podczas takiego projektu. Nie ma przed kim udawać, jesteśmy wtedy sobą. Ze swoimi wszystkimi wadami i zaletami. Nikt nas nie ocenia.

Drugą bardzo odczuwalną „przeszkodą” jest ciężki plecak, w tym wypadku 30kg, który próbuję złamać mnie w pół. Albo mu się uda, albo moje ciało zaadaptuje się i stanie niezniszczalne jak skała :D

A Ch : W jaki sposób zachęciłbyś innych poszkodowanych pilotów po wypadku lotniczym, aby odważyli się zrobić krok w kierunku powrotu do latania ?

J M : Dla mnie osobiście najważniejsze było wyznaczenie nowych celów paralotniowych. Trochę mniej ambitnych, ale prowadzących do dalekoterminowego celu powrotu do projektu. Bardzo wartościowe były rozmowy z innymi doświadczonymi pilotami np. Aaron Durogatti. Ważne również jest mentalne nie zaprzestanie latania, przebywanie w środowisku pilotów, chodzenie na lądowiska, startowiska, rozmowy z pilotami.

 

© bezpieczne-latanie.pl 2016 - 2024